Z rozjazdem wyszło pewnie z 90km. Warunki idealne, nogi lekko ciężkie po wczorajszej jeździe. Teraz na pięć dni przenoszę się w okolice morza...tam niestety płasko ale coś trzeba robić bo 8 lipca najważniejsza impreza w sezonie: Maratony Kresowe w Łomży.
Obserwuję ostatnio ciekawe zjawisko: przerwy na regeneracje wyznacza pogoda :) Ostatnio po dwóch intensywnych treningach, dwa dni deszczu i przerwa by dojść do siebie :) Dzisiaj słonecznie ale nie tak ciepło. Wiatr umiarkowany ale dość zimny trochę przeszkadzał.
Dzisiaj po kilku dniach przerwy ( deszcz, przeziębienie) nareszcie na rowerze :). Przy okazji kawka i herbatka w rodzinnym gronie, najpierw u siostry mojej żony potem w moich rodzinnych stronach. W sumie wyszło 80km :) Nie zrobiłem dzisiaj żadnego rowerowego zdjęcia ale znalazłem coś co kiedyś sfociłem na jednej z sesji:
Po dzisiejszym treningu doszedłem do wniosku że potrzebny jest mi minimum jeden dzień przerwy mimo że pogoda zachęca do jazdy. Od początku czułem zmęczenie w nogach i do tego silny wiatr. Na koniec jadąc pod górkę ul. Piłsudskiego miałem niezły sprint z autobusem ( ja lewym on prawym pasem :)). Po powrocie do domu zmiana roweru, plecak na plecy i rundka do sklepu po odżywkę regeneracyjną. Ale to już bez licznika czysto rekreacyjna jazda.
Wróciłem o 4 rano z wesele gdzie pracowałem ponad 12 godzin... ciężko było zasnąć i biłem się z myślami czy jechać czy jednak sobie odpuścić ten wyścig. Jednak o 8 rano po czterech godzinach snu decyzja: pakujemy sprzęt i ruszamy. Wyścig typu XC, cztery okrążenia, 32km więc uznałem że godzina i będę na mecie. Jakie było moje zdziwienie gdy po godzinie byłem w połowie dystansu :) Pierwsze okrążenie i moja psychika wysiadła. Zmęczenie i senność po poprzednim dniu odebrała mi wszystkie chęci do walki i dalszej jazdy. Jednak po wyprzedzeniu pierwszy zawodników i kolejnych rundach jechało mi się coraz lepiej. Trasa niesamowita, cały czas podjazdy, single tracki, znów podjazdy i tylko kilkaset metrów asfaltu by dojść do siebie, napić się z bidonu i powtórka z rozrywki. Niestety nie zapisał mi się ślad ani żadne inne dane na liczniku. Tętno miejscami skakało powyżej 170 więc całkiem ciężko było. To co mnie urzekło to puchary dla zwycięzców, Mazovia i inne komercyjne imprezy na finałach nie dają takich pucharów jak tutaj. Po prostu nie można było oczu oderwać od wielkości i wykonania trofeów. Co mnie dziwi to np. startowe na MAzovii jest 2-3 krotnie wyższe niż było tutaj a zawodnicy otrzymują imitacje pucharów.... Do tego wspaniałe jedzenie, muzyka ....zespół jak dobrze pamiętam: "Droga na Ostrołękę" dał świetny koncert ....wspaniała uczta dla ucha !!! Ogólnie byłem Open: 12, W losowaniu nagród wygrałem kask :), poznałem bikera z Łomży ( Michał odezwij się to może potrenujemy wspólnie) także impreza świetna :)
Pierwszy raz od miesiąca dosiadłem Gianta, w niedzielę wyścig więc wypadało przejechać się by sprawdzić że wszystko dobrze pracuje. Na początku plecy trochę bolały bo pozycja inna niż na szosówce, później już wszystko wróciło do normy.
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."