Marzyła mi się jazda na rowerze w górach... Niespodziewanie postanowiliśmy spędzić urlop właśnie na południu Polski. Za namową Piotra ruszyliśmy do Szaflar. Trafiliśmy na idealną pogodę. Jeszcze tego samego dnia co przyjechaliśmy ruszyłem na najbliższą widoczną górkę i dopiero zobaczyłem co to znaczy podjazd. Kolejne dni zaczynały się od godziny 6 rano. Bułka z dżemem, izotonik do bidonu i w drogę. Korzystałem z trasy IC Podhale. Świetna trasa zarówno widokowo jak i treningowo. Dopiero ostatniego dnia puściłem się częścią trasy TdP. Łopuszanka zachwyciła mnie podwójnie. Potem inne miejscowości. Na trasie do Bukowiny spotkałem cztery osoby jadące w tym samym kierunku, świetna sprawa jechać w takim towarzystwie, tym bardziej że w Łomży cudem jest spotkać kogokolwiek trenującego a tutaj 7 rano i tyle osób. Będziemy długo wspominać urlop a za rok wracamy w to samo miejsce.
Nic nie zapowiadało że będzie to mój najcięższy maraton w tym sezonie. Na starcie czułem się dobrze chodź lekko ospały. Pogoda idealna z dość silnym wiatrem który jednak nie przeszkadzał za bardzo. Niestety pierwszy błąd jaki zrobiłem to nie opróżniłem się ze śniadania co przyniosło później opłakane skutki. Chciałem zająć jak najlepsze miejsce w sektorze co przy asfaltowym początku nie miało dużego znaczenia bo nawet z końca udałoby się przejść na początek bo tempo nie było zbyt mocne. Po około 8km wpadliśmy w piach który ze mnie wyciągnął wszystkie siły. Prawdopodobnie wysokie ciśnienie w kołach i złe przełożenie spowodowało że nosiło mną na wszystkie strony. Przy wyjechaniu na twardy grunt odrabiałem straty i wchodziłem w swój rytm gdy po wjeździe w kolejny i kolejny piach traciłem to co nadrobiłem. Wspominałem o śniadaniu ...no niestety ból żołądka stawał się coraz bardziej dokuczliwy... O piachu też wspominałem ? W sumie jak to powiedział kot do kota idąc po pustyni: " nie ogarniałem tej kuwety" Doszło do tego że na płaski odcinku musiałem zejść z roweru i go prowadzić a cieszyłem się na widok twardych podjazdów które pokonywałem bez większego wysiłku. Na koniec jeszcze nie zauważyłem strzałki i pojechałem z dwoma zawodnikami około 300m w bok więc cenne sekundy znikały w oczach. Dojechałem do mety zły na siebie jak nigdy. Bo z czasem jaki mógłbym mieć znalazłbym się spokojnie w pierwszej dziesiątce swojej kategorii a tak wyniki przedstawiały się następująco: OPEN: 60/278 MiniM3: 16/96
To był mój najlepszy start w sezonie. Zrzuciłem kilka kg masy ciała co dało mi dużo większą prędkość na podjazdach i ogólnie szybciej zbierałem się na przyspieszeniu. Trasa taka jaką lubię, szybka, chociaż ostatnie kilometry to kilka twardych podjazdów i stromych zjazdów ( tych akurat nie lubię) z wisienką na torcie w postaci finiszu brukiem pod górę zamkową. Długo nie zapomnę całej masy kibiców którzy dodali mi dodatkowej siły. Startowałem w tym roku w kilku różnych seriach maratonów i Poland Bike zasługuje na zawody najlepiej zorganizowane ze świetną przyjazną atmosferą w naszym regionie. OPEN: 28/263 M3: 6/96
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."