Dzisiaj uwierzyłem że może być jeszcze ciepło tego lata :) Prawie bezwietrzna pogoda i wschodzące słońce towarzyszyło mi podczas treningu. A dzień zacząłem od ...bułki z dżemem ;)
Z nieukrywaną satysfakcją wsiadłem dzisiaj na rower mimo że wiatr kładł drzewa bez dużego wysiłku. Wyszło 30km pod wiatr i 30km z wiatrem plus dołożonych kilka podjazdów żeby ujechać się porządnie :) Po treningu przyszedł czas na porządne umycie roweru i napędu ( raz na miesiąc trzeba ;)) i oto jaką niespodziankę zobaczyłem na tylnej oponie:
Po naprawie roweru gdzie na ostatnim wyścigu, urwałem hak przerzutki, nie miałem jeszcze okazji zrobić treningu. Dzisiaj ostro wiało i wisiał ryzyko deszczu dlatego nie jechałem zaplanowanej trasy tylko zrobiłem standardową 50-tkę dodając kilkukrotne podjazdy pod górkę w Nowogrodzie. Jadąc po "kocich łbach" podjazd osiąga nachylenie 16%. Można poczuć palenie w nogach :)
Byłem dzisiaj świadkiem plagi debi którzy wymijali mnie na centymetry. Nie wiem jaki trzeba mieć niski poziom wyobraźni by to robić. Zaczęło się na nowym moście gdy jakiś pajac w złotej terenówce wyprzedzał trzy auta i jechał na mnie na czołowe tak że musiałem zjechać na pobocze. Mrugał jeszcze światłami cep pieprzony. Ciarki mnie przeszły gdyby jechało jakieś dziecko i spanikowało w takiej sytuacji. Ludzie ogarnijcie się w tych samochodach bo walić Was jak się rozbijecie ( wasza głupota przyniesie wtedy owoce) ale najbardziej szkoda jak kogoś zabijecie... Uff...ulżyłem sobie i mam nadzieję że przeczytają to nie tylko rowerzyści ...
Wiedziałem że będzie dzisiaj padać koło 11. Wstając rano myślałem że prognoza trochę przyspieszy ale i tak wybrałem dłuższy dystans. Idealna temperatura i wiatr. Dojeżdżając do domu zaczęło kropić. Zanim wszedłem na 3 piętro już lało :)
Dzisiaj pobudka 6:00 i tak pięknego treningu dawno nie miałem. Przyjemny poranny chłód, mały ruch, miasto jeszcze opustoszałe jak i pobliskie drogi... Śniadanie- jedna bułka z dżemem i można wyruszać, na 50km wystarczy :)
Czekałem na ten maraton cały sezon. Dzień wcześniej miałem wolne więc mogłem porządnie wypocząć. Zapowiadał się niesamowity upał i tak było ale wolę taką pogodę niż deszcz. Tak wyszło że start w Łomży to pierwszy start z cyklu Maratonów Kresowych. Został wprowadzony elektroniczny pomiar czasu ale atmosfera również się zmieniła na jeszcze lepszą. Znajome twarze, dużo nowych i można jechać. Miałem na celu nie dać się zepchnąć na starcie na koniec stawki i udało się trzymać pierwszej grupy. Tempo z początku niezbyt szybkie, chyba wszyscy liczyli się z wysoką temperaturą. Po kilku km, wjazd do lasu i tradycyjnie podjazd-zjazd. Tomek Perkowski wie jak zrobić dobrą trasę. Samopoczucie psuje mi tylko ból brzucha ( o jeden posiłek za dużo). Mam ochotę zwrócić co nie co ale boję się że po takim zabiegu odwodnię się. Jadę dalej i mała niespodzianka. Osa albo pszczoła wlatuje mi do ucha. Nie może wylecieć, pomagam jej palcem i dostaję w nagrodę żądło. Ból jak jasna cholera. Lecimy jednak dalej. Po 16km, przychodzi pierwszy kryzys ale na szczęście nie tylko u mnie. Nikt mnie nie wyprzedza więc jakoś go przechodzę. Powoli się rozkręcam, jest 28km, wpadam na leżący badyl który urywa mi hak od przerzutki. W tym momencie kończę wyścig. Połowa dystansu przede mną ale awaria uniemożliwia mi jazdę. Szkoda bo chciałem poprawić swój zeszłoroczny wynik, tym bardziej że maraton w moim rodzinnym mieście. Z drugiej strony musiał być ten pierwszy raz.
Dzisiaj już po wizycie w serwisie u Tomka Perkowskiego rower wrócił do swojej sprawności w 100%. Na szczęście przerzutka cała, koło wycentrowane i można planować kolejne ściganie :)
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."