Trening z Tomkiem. Pokazał mi świetne miejsce do treningu techniki jazdy w terenie. Na początku nie radziłem sobie z niektórymi elementami zatrzymując się i dosłownie przechodząc. Potem było już coraz lepiej. Otrzymałem dużo cennych rad, które na pewno wykorzystam. Udało mi się ostatnio sprzedać swój za duży kask który kupiłem niestety bez przymiarki. To chyba był ostatni raz gdzie kupiłem kas lub buty bez wcześniejszego przymiarki. To są elementy ubioru który niestety jak jest niedopasowany przestaje należycie spełniać swoją funkcję. Tym razem wybór padł na kas Scott Groove II, masa 237g, po godzinie jazdy w ogóle nie czuć go na głowie. Na prawdę jest rewelacyjny.
Dzisiaj zupełnie inna pogoda. Słoneczko, ciepło, chociaż powietrze już takie jesienne... W Nowogrodzie zaliczyłem serię około 8 podjazdów pod górkę o nachyleniu 16%.
Przywitała nas piękna pogoda w Ciechanowie. Idealna do jazdy rowerem. Trasę układał Adam, więc trochę miałem informacji jak będzie wyglądała. Przyjechaliśmy około 10 rano, musiałem odebrać jeszcze czip, ponieważ stary zgubiłem na maratonie w Suwałkach. Samopoczucie miałem bardzo dobre. Po starcie jednak wiedziałem że coś jest nie tak z siłą. Na początku jadąc po asfalcie nie trzymałem tempa czołówki będąc cały czas objeżdżany. Po wjeździe w teren jechałem bardziej zachowawczo niż zwykle, może przez ostatnie upadki i defekty sprzętu chciałem podbudować się psychicznie i skończyć w nienaruszonym stanie wyścig. Trasa świetna, było kilka górek i trochę więcej piachu ale bez tragedii. Miałem ciągnąć Arka a tym czasem to ja nie mogłem go dojść. Na 5 km przed metą doganiam dwóch zawodników i jadąc już prawie cały czas asfaltem ciągnę ich za sobą na kole nie otrzymując żadnych zmian. Wiem że już ich nie zgubię ale nie chcę też być wyprzedzonym na ostatnich metrach. Udaje się jednak dojechać na metę przed nimi, ale jak powiedziała moja żona, widziała że to nie był mój dzień po tym jak wjeżdżam na metę ;) Open: 43/317 FM3: 17/116
Zostały jeszcze dwa wyścigi, mam nadzieję że się zrehabilituje po Ciechanowie :)
Rano czułem już zmęczenie w nogach po całym tygodniu a byłem pewny że Tomek poprowadzi mnie taką trasą że raczej wypluję z siebie resztki sił. Oczywiście czym byłby trening bez gleby. Tak to jest napić się z bidonu i wpaść kilka dziur - gleba murowana. I znów jestem poobijany ale trening jak najbardziej udany :)
Nie dane mi było po raz kolejny przejechać całą trasę maratonu z cyklu Maratony Kresowe. Tym razem nie wytrzymał łańcuch a raczej spinka która powinna już dawno być zmieniona. Suwałki przywitały nas ulewą. Już na starcie wszyscy byli mokrzy. Nie zapowiadało to łatwej trasy która i sucha jest bardzo ciężka. Od startu ostrego cały czas przesuwałem się do przodu mając przed sobą całą czołówkę. Puls uspokoił się i jechałem czując silną nogę. Już nie pamiętam na którym km ale coś koło 25 poczułem dziwny luz w pedałach. Z początku myślałem że spadł mi łańcuch ale widzę jeden koniec zwisa mi przy kasecie. Skułem go bo nie zabrałem zapasowej spinki i ruszam. Cały czas przeskakuje mi łańcuch ale jakoś jadę. Podjazd i trach...urwał się ponownie przy okazji wyginając mi ramię przedniej przerzutki. Ramię pękło więc zakładam na środkową tarczę, spinam łańcuch i moim celem jest dojechanie do mety, chociaż mam przed sobą 30km i płasko nie będzie. Cały czas spotykam się z niespotykaną życzliwością mijających mnie zawodników. Niektórzy zatrzymują się i towarzyszą mi w naprawie. Po przejechaniu kilku km, łańcuch pęka po raz trzeci w dwóch miejscach. W tym momencie nie ma mowy o dalszej jeździe. Widząc jakąś wioskę dzwonię do mojej żony która z pomocą pożyczonej nawigacji od kolegi który przyjechał z nami i jadąc krótszy dystans zajął świetne miejsce debiutując w maratonach. Czekając na pomoc dołącza do mnie para z Chełma i tak sobie stoimy na rozdrożu dróg cali w błocie, przemoczeni i zmarznięci ale w świetnych nastrojach :)
Patrząc po dwóch dniach na oficjalne wyniki okazało się że maratonu nie skończyło 44 osoby !!!
Zajechałem po witaminy do sklepu a sprzedawca: "...na spacerku rowerem ? ..." Faktycznie można tak nazwać 70km ...spacerkiem :) do tego co będzie się działo w najbliższą niedzielę w Suwałkach.
Znów siódme miejsce :), jak przed 2 tygodniami w Supraślu. Piękna trasa, szerokie szutrowe trasy, podjazdy, mało piachu i można było się zmęczyć. Start z sektora trzeciego i zaczynam powoli poznawać zawodników z czołówki, przynajmniej wiem kogo się trzymać. Po wyjeździe ze stadionu początek po asfalcie, zawrotna prędkość ale trzymam się czołówki wiec mogę uniknąć ewentualnych kraks. Cały czas trzymam się czołówki i po wjeździe w teren przez jakiś czas jadę na czele( nie wiem czy jest tak wolne tempo czy ja jestem w tak dobrej dyspozycji). Dziwne uczucie przyznam widząc za sobą ponad 200 zawodników :) Dopiero piaszczysty podjazd rozrywa stawkę i lekko mnie hamuje. Jednak cały czas jest gaz do przodu. Po bufecie trzymam się grupy pięciu osób ale nie jestem pewny ile osób jest przed nami. Jak się okazało później były to osoby z drugiego sektora, bo ogólnie przyjechałem trzeci w swoim sektorze. Ostatnią część jedziemy w grupce 4-5 osób. Dochodzimy samotnego zawodnika i na 2 km przed metą postanawiam zaatakować. Jadę na czele ale widzę że dogoniony zawodnik trzyma koła. Na ostatniej górce przed metą dogania mnie i razem wjeżdżamy na stadion. Jadę po zewnętrznej co na łuku wynosi nas prawie na kraniec toru. Jednak po wyjściu na ostatnią prostą dociskam ile mam tylko sił i udaje się wjechać na metę pierwszy :) Finisz po "pietruszkę" ale świadomość że dało się z siebie wszystko daje niesamowitą satysfakcję i radość.
Rok temu na tym właśnie wyścigu stanąłem na pudle zajmując 3 miejsce w swojej kategorii. Miałem chęć powtórzyć ten wynik. Nie będę się rozpisywał bo 32 km to nic innego się nie robi jak gaz od startu do mety i szalejące tętno bijące rekordy w ilości uderzeń na minutę. Ogólnie jest to chyba najsłabszy cykl wyścigów i maratonów. Trasa fatalnie oznakowana na rozjeździe co spowodowało że pomyliłem trasę wraz z połową zawodników dystansu Mega ;) Wybiło mnie to z rytmu i w sumie czekałem aż mnie dojdzie czwórka zawodników którzy jechali przede mną a po pomyleniu trasy i skróceniu trasy znalazłem się przed nimi. Gdy już mnie doszli jechałem sobie spokojnie na metę. Ostatecznie byłem Open 5 i MM3 2, czyli jest lepiej. O trofeach nawet się nie wypowiem bo nawet dyplomy zostały wydrukowane na gorszym papierze ;) Śmiech na sali ale ogólnie najgorszy wyścig to najlepszy trening. Zapraszam do kilku zdjęć:
Jutro wyścig w Różanie. Rok temu po raz pierwszy stanąłem na pudle zajmując trzecie miejsce w swojej kategorii. Mam nadzieję że jutro będzie równie dobrze albo i lepiej. Jestem bardzo zmotywowany i tylko aby sprzęt nie zawiódł i sił trochę zostało na finisz.
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."