Czekałem na ten maraton cały sezon. Dzień wcześniej miałem wolne więc mogłem porządnie wypocząć. Zapowiadał się niesamowity upał i tak było ale wolę taką pogodę niż deszcz. Tak wyszło że start w Łomży to pierwszy start z cyklu Maratonów Kresowych. Został wprowadzony elektroniczny pomiar czasu ale atmosfera również się zmieniła na jeszcze lepszą. Znajome twarze, dużo nowych i można jechać. Miałem na celu nie dać się zepchnąć na starcie na koniec stawki i udało się trzymać pierwszej grupy. Tempo z początku niezbyt szybkie, chyba wszyscy liczyli się z wysoką temperaturą. Po kilku km, wjazd do lasu i tradycyjnie podjazd-zjazd. Tomek Perkowski wie jak zrobić dobrą trasę. Samopoczucie psuje mi tylko ból brzucha ( o jeden posiłek za dużo). Mam ochotę zwrócić co nie co ale boję się że po takim zabiegu odwodnię się. Jadę dalej i mała niespodzianka. Osa albo pszczoła wlatuje mi do ucha. Nie może wylecieć, pomagam jej palcem i dostaję w nagrodę żądło. Ból jak jasna cholera. Lecimy jednak dalej. Po 16km, przychodzi pierwszy kryzys ale na szczęście nie tylko u mnie. Nikt mnie nie wyprzedza więc jakoś go przechodzę. Powoli się rozkręcam, jest 28km, wpadam na leżący badyl który urywa mi hak od przerzutki. W tym momencie kończę wyścig. Połowa dystansu przede mną ale awaria uniemożliwia mi jazdę. Szkoda bo chciałem poprawić swój zeszłoroczny wynik, tym bardziej że maraton w moim rodzinnym mieście. Z drugiej strony musiał być ten pierwszy raz.
Dzisiaj już po wizycie w serwisie u Tomka Perkowskiego rower wrócił do swojej sprawności w 100%. Na szczęście przerzutka cała, koło wycentrowane i można planować kolejne ściganie :)
6:30 pobudka i przed ósmą w drogę do Suwałk. Dojechaliśmy przed 10, tak więc po prowizorycznej rozgrzewce ruszamy w najbardziej górzysty maraton jaki do tej pory przyjemność miałem jechać. Trochę ospale jechało mi się pierwsze km ale potem było coraz lepiej i coraz bardziej pagórkowato ... Trasa praktycznie cała naszpikowana podjazdami i szybkimi zjazdami. Cieszę się że udało mi się go przejechać w jednym kawałku, rower również spisał się na medal a meta ...meta była na szczycie Góry Jesionowej
. To taka bardzo znana góra położona niedaleko Suwałk, raj dla narciarzy z wyciągami itp... Podjazd na metę przypominał mi jeden z etapów TdF ale tutaj było jeszcze lepiej :) Dojeżdżając do niej pomyślałem sobie że to nie realne wjechać na sam szczyt rowerem ...ale się udało, zwłaszcza gdy zobaczyłem na mecie czekającą rodzinkę :) Ostatecznie był to najlepszy mój start w serii Maratonów Kresowych: Open: 62/115 Kat. 30/48
Dzisiaj zawody w każdej części kraju wyglądały podobnie. Dużo wody i błota. Ale było świetnie. Rower nie zawiódł chociaż tyle błota to nigdy na sobie nie miał. Wracając w nocy ze zlecenia i widząc jak leje miałem myśli żeby zrezygnować ze startu. Szkoda by było bo czekałem cały rok na ten maraton w swoim rodzinnym mieście. Po 5 godzinach snu zobaczyłem że nie pada więc zacząłem przygotowania. Sezon rowerowy idzie równolegle z sezonem u mnie w pracy więc niestety dzień przed maratonem spędzam ponad 10 godzin na nogach. Potem szybciej niż zawsze odczuwam bóle pleców i nogi są trochę ospałe. Tak więc na początku zagadałem się i stanąłem na starcie pod koniec stawki co oczywiście spowodowało że skazałem się na odpowiednie miejsce na mecie ;) Trasa ta sama co rok temu, więc dwie pętle gdzie non stop podjazdy dawały w kość. W tym porównaniu maratony Mazovii w Legionowie lub Szczytnie to jazda jak po prawie płaskim asfalcie ;) Po trasie kałuże sięgające do piast, błotko, śliskie korzenie ...i piękne widoki oraz spokój lasu w Giełczynie nie do opisania. Wyprzedzałem częściej niż mnie wyprzedzali i tak dojechałem do mety szczęśliwie z wynikiem jak na moje możliwości całkiem przyjemnym. Na żadnym tegorocznym maratonie moje nogi nie dostały tak kość jak w Łomży. Czuję że jutro nie podniosę się z łóżka :) Open: 59/106 Kat: 26/47
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."