Do ostatniego dnia zastanawiałem się czy jest sens jechać. Od czwartku silny kaszel i ból głowy nie dawał mi spokoju. Jeszcze w czwartek gdy robiłem trening czułem się świetnie kondycyjnie. Jednak ten wyścig był wyjątkowy bo po raz pierwszy miał w nim wziąć udział mój 8-letni syn Hubert. Słowo dane trzeba było dotrzymać. Domowe leczenie nie dawało rezultatów i praktycznie na nogach jak z waty i silnym pieczeniem w oskrzelach stawiłem się na mecie w Legionowie. Jechałem z 3 sektora więc od początku ogień i tak do samej mety. Trasa cudna. Szybka, techniczna i sucha. Trzeba było uważać bo chwila nieuwagi i tak jak mi się to przydarzyło wkomponowałem się rowerem w krzakach. Lepiej w krzakach niż gleba ale trochę sekund upłynęło zanim wyciągnąłem rower z chaszczy. Tak jak mówiłem walczyłem nie tylko z czasem ale i silny bólem w oskrzelach. Czułem się jakbym zupełnie nie miał kondycji. Nogi jak z waty ale jechałem. Zależało mi utrzymaniu sektora bo nie było szans na powtórzeniu wyniku z Chorzel. Cały czas byłem też myślami z synem który jechał samotnie swój pierwszy w życiu wyścig rowerowy. Zresztą rok temu również od Legionowa rozpoczynałem swoją przygodę z Mazovią. Najlepiej wspominam finisz. Udało mi się doścignąć grupkę którą cały czas goniłem. Tutaj jechałem już w trupa..zero oszczędzania się. Po minięciu grupki na metę wjechaliśmy razem z Arkiem który wyprzedził mnie o pół roweru po wspaniałej walce. Wynik jak na mój stan zdrowia chyba całkiem przyzwoity: OPEN: 31/419 Kat FM3: 10/141
Nieźle mi dzisiaj dogrzało. Na zewnątrz 9stopni ciepła a ja wyjechałem na 70km w krótkich spodenkach. Na szczęście posmarowałem nogi oliwką rozgrzewającą ;). Pół godziny wcześniej zjadłem zupę jak w tytule i chyba stąd takiego kopa miałem ;).
Dzisiaj miałem okazję przetestować okulary BBB Sprint Crystal. Do tej pory używałem przeważnie Arctica i powiem szczerze BBB bije ich na głowę. Szkła z lustrzaną powłoką BBB nawet bez polaryzacji nie męczą oczu jadąc w pełnym słońcu. Leżą idealnie i nawet mój krzywy nos nie powodował problemów ;). Kupiłem je w zasadzie na próbę ale za jakiś czas poszukam coś z białymi oprawkami.
Dzień zaczął się od pobudki o 5:45. W plecaku śniadanie i inne gadżety. Pędzę 23km by dołączyć do ekipy OCT jadącej na pierwszy w mojej historii "wyścigowej" wyścig szosowy z cyklu "Mazovia Masters" w Baboszewie koło Płońska. Jadąc nie wiedziałem czego się spodziewać. Po ogólnym zamieszaniu startujemy. Tradycyjnie przesypiam start i znajduję się w drugiej grupie która jak się potem okazuje goni liczniejszą pierwszą grupę. Niestety przekonuję się że na płaskiej trasie liczniejsza grupa ma większy pęd i nie daje się dogonić. Mimo to mam niesamowitą radochę z jazdy. Zmiany i jazda w takiej grupie daje niesamowitą satysfakcję. Po dwóch rundach po 21km ma być finisz, więc jest - wszyscy jadą w trupa. Jednak za chwilę dziewczyny jadące z nami krzyczą że jeszcze jedne kółko zostało... Doganiam dziewczę z rudym warkoczem jadącą na takim samym rowerze co ja i zapraszam na koło by dogonić kolejną parę będącą w zasięgu wzroku. Gdy rudowłose dziewczę dochodzi do siebie, dochodzimy grupkę przed nami i ciągnę cały pociąg przez kolejne 15km aż do mety. Na mecie ogólne zamieszanie, wjechaliśmy chyba niezauważeni bo na trasie rozgrzewali się zawodnicy do kolejnego wyścigu... I tu taki lekkie rozczarowanie bo płacąc w końcu jakąś kasę za start jestem świadkiem kompletnego rozpierniczu i totalnej zlewki przez organizatorów. Wyniki ukazały się na stronie za trzy dni ale tu jeszcze większa porażka. Są jakieś miejsca ale bez podanego czasu. Zawodnicy z mojej drużyny którzy wiem że przyjechali przede mną są sklasyfikowani na odległych miejscach za mną. Pomijam fakt że po otrzymaniu numerów nie było je czym przypiąć bo nie było agrafek ani możliwości ich kupna to jeszcze na końcu słyszę że trzeba je zdać do biura. Także za 60zł startowego organizator zafundował zrobienie trzech kółek dookoła Baboszewa i talerz makaronu. Odniosłem wrażenie że naszym kosztem zafundował sobie organizację wyścigu zawodowców.
Mimo wszystko posmakowałem ścigania na szosie. I gdyby tylko coś takiego organizował zespół Mazovii lub PB to byłby wyścig na wysokim poziomie na który chętniej bym jeździł niż na MTB.
Kilka zdjęć ze startu wyścigu 24 Międzynarodowy Wyścig Kolarski memoriał Andrzeja Trochanowskiego sponsorowany przez uczestników wyścigu dla amatorów :)
Miłość do dwóch kółek praktycznie od dziecka ( wtedy na początku jeszcze 4 kółka). Rower towarzyszy mi przez całe życie. Głównie startuję w maratonach MTB, jednak cały czas jest to dla mnie narzędzie aby utrzymać zdrowie i zresetować umysł o ciężkim dniu.
"Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem."